środa, 27 listopada 2013

tatarak

Obejrzałam Tatarak. Kiedyś podeszłam do niego lekceważąco. Nie rozumiałam Jandy, nie rozumiałam przesłania. Nic nie rozumiałam. Bełkot. Bezsens. 
Dzisiaj przysiadłam do tego na poważnie. Ten dramat poleciła nam wczoraj pani psycholog. Żeby lepiej zrozumieć tych, którzy umierają i tych, którzy ich żegnają. Dzisiaj widziałam w tym filmie sens. Głęboki i piękny. 
Dzisiaj już wszystko rozumiem. Rozumiem Jandę, która wciąż ma telefon męża i dzwoni na niego tylko po to, aby usłyszeć nagrany na sekretarce głos. Rozumiem strach bliskich osób odchodzącego. Rozumiem emocjonalne wyprucie aktora. 
Czekam na 17-ego grudnia jak na zbawienie. Chcę już móc pomagać. Doraźnie. Na sto procent. Jak tylko się da najmocniej.

czwartek, 7 listopada 2013

na dwa

Tu śmierć, tam żart. Żeby nie zwariować trzeba płynnie przemykać pomiędzy dwoma płaszczyznami. Ktoś umiera, płacze się, wyrywa włosy z głowy. Wychodzi się na ulicę i opowiada komuś kawał. Dwa życia. Tak lepiej.

piątek, 1 listopada 2013

wszystkich świętych

Ilu już odeszło, a ile jeszcze odejdzie? Kto będzie umierał na szpitalnym łóżku, a kto w ciszy dobrze znanego pokoju? Ilu umrze na moich rękach? Nie wiem. Dzięki tej niepewności doceniam życie, traktując je jak najcenniejszy skarb. Oni mnie tego uczą.
Że każda minuta jest na wagę złota.
Że chociaż chryzantemy na grobach szybko opadną, a znicze prędzej czy później zgasną, nasze istnienie pozostawia ślad na zawsze.