Obejrzałam Tatarak. Kiedyś podeszłam do niego lekceważąco. Nie rozumiałam Jandy, nie rozumiałam przesłania. Nic nie rozumiałam. Bełkot. Bezsens.
Dzisiaj przysiadłam do tego na poważnie. Ten dramat poleciła nam wczoraj pani psycholog. Żeby lepiej zrozumieć tych, którzy umierają i tych, którzy ich żegnają. Dzisiaj widziałam w tym filmie sens. Głęboki i piękny.
Dzisiaj już wszystko rozumiem. Rozumiem Jandę, która wciąż ma telefon męża i dzwoni na niego tylko po to, aby usłyszeć nagrany na sekretarce głos. Rozumiem strach bliskich osób odchodzącego. Rozumiem emocjonalne wyprucie aktora.
Czekam na 17-ego grudnia jak na zbawienie. Chcę już móc pomagać. Doraźnie. Na sto procent. Jak tylko się da najmocniej.