Wracałam po 20-ej z bólem głowy i Łatwopalnymi w słuchawkach. Kolejny krok bliżej, wciąż nie uciekłam. Z każdym dniem widzę większy sens tego wszystkiego i z każdym dniem chcę jak najmocniej się w to zakorzenić. To nic, że czeka mnie współcierpienie - podobno to najlepsze, co można zrobić dla innych. I dla siebie.
Umieram na co dzień. Czasem z panem Rysiem, czasem z panią Basią. Czasem na łóżku, czasem na spacerze. Czasem płaczę, czasem milczę. Umieram spokojnie. I z wielkim hukiem. Tutaj. W miejscu, gdzie wszystko pachnie śmiercią. I szczęściem. W hospicjum.
wtorek, 29 października 2013
wtorek, 15 października 2013
kolejne szkolenie
Pierwsze zwątpienie. Jadę tramwajem, ktoś się śmieje. Irytuje mnie ten śmiech. A przecież zazwyczaj jest inaczej - uśmiecham się do każdego, szukam kontaktu. Tymczasem dziś - nos przyklejony do szyby, przeoczony przystanek. Był lekarz. Tak lekko mówił o śmierci. O agonii, o odleżynach, o morfinie, o strachu w oczach pacjentów. O tym, że na naszych oczach umrze wiele osób. Czy jest pani pewna, że... Nie, nie jestem. Ale zostanę wolontariuszką, dam radę - tego jestem pewna.
niedziela, 13 października 2013
10 spotkań
Hospicjum uczy mnie pokory. I ciszy. I zwolnienia tempa. I hierarchii
wartości. I cierpliwości. I umiejętności słuchania. Nie tylko innych,
także siebie. Nie wiem jak daleko zajdę, czy psycholog nie skreśli mnie
na wstępie, czy kapelan nie skarci mojej bezpośredniości. W małym
pokoju, na pierwszym piętrze, wgapiając się w ciemność za oknem -
pierwsze łzy. I myśl, że jestem we właściwym miejscu. Że to jest chyba
najwłaściwsze z najwłaściwszych. Jestem dumna z moich pierwszych kroków,
nieco nieudolnych i chwiejnych, ale ufnych. Pani taka młoda, a już bierze na swoje barki taki ciężar... Ale
jak nie teraz, to kiedy? Przecież liczy się każdy uśmiech, każdy
przebłysk radości, każde zmęczone, ale szczęśliwe spojrzenie, każde
małe-wielkie szczęście.
sobota, 5 października 2013
Subskrybuj:
Posty (Atom)