Hospicjum uczy mnie pokory. I ciszy. I zwolnienia tempa. I hierarchii
wartości. I cierpliwości. I umiejętności słuchania. Nie tylko innych,
także siebie. Nie wiem jak daleko zajdę, czy psycholog nie skreśli mnie
na wstępie, czy kapelan nie skarci mojej bezpośredniości. W małym
pokoju, na pierwszym piętrze, wgapiając się w ciemność za oknem -
pierwsze łzy. I myśl, że jestem we właściwym miejscu. Że to jest chyba
najwłaściwsze z najwłaściwszych. Jestem dumna z moich pierwszych kroków,
nieco nieudolnych i chwiejnych, ale ufnych. Pani taka młoda, a już bierze na swoje barki taki ciężar... Ale
jak nie teraz, to kiedy? Przecież liczy się każdy uśmiech, każdy
przebłysk radości, każde zmęczone, ale szczęśliwe spojrzenie, każde
małe-wielkie szczęście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz